Powrót do bloga

Dlaczego doktor House kuleje? Skarpetkowy przewodnik po serialach medycznych

16 cze 2020 | 0 komentarzy | przez Many Mornings

Seriale medyczne to szalenie ciekawy fenomen kultury popularnej. Od wielu lat niezmiennie cieszą się wielomilionową oglądalnością. Wykorzystują matryce kina gatunkowego, rozwijając fabuły w rozmaitych kierunkach. Na fundamencie kanonicznych opowieści narastają spin-offy i remiksy kulturowe. Niektóre telewizyjne produkcje mają rzeczywisty wpływ na medycynę, czego przykładem są portale diagnostyczne inspirowane Doktorem Housem. Na dodatek zbudowano nieoficjalny fanbase – a wśród fanów prawie każdy rozgląda się za odpowiednimi skarpetkami do binge-watchingu. Dr. Sock sam zarywa noce, oglądając odcinek za odcinkiem medyczne epopeje.   

Po długim stażu fanowskiego oddania, Dr. Sock w końcu nie może się powstrzymać i staje się aktywnym uczestnikiem forów internetowych. Padają tam ważne pytania: dlaczego doktor House kuleje?; kto z personelu szpitala Seattle Grace zginął w katastrofie lotniczej? Zebraną wiedzę trzeba pożytecznie wykorzystać. Dlatego skarpetkowy lekarz oddaje do Waszej dyspozycji niniejszy przewodnik o takich podrozdziałach:

1. Dr House

2. Chirurdzy (Grey’s Anatomy) i spin-offy

3. M*A*S*H

4. The Knick

5. polskie seriale medyczne

Dlaczego seriale medyczne są tak popularne?

Lekarz to coś więcej niż zwykły zawód. Oczywiście, w prezencie po trudnych studiach medycznych dostaje się powołanie i odpowiedzialność. Ale na tym nie wyczerpuje się fenomen doktorskiego prestiżu. Pod powierzchnią społecznego dyskursu pracuje stary, dobry etnologiczny duch rozumowania magicznego. Lekarze będą zaklinać się, że ich zawód jest najbardziej racjonalny na świecie. Zaraz publicznie zaczniemy odmawiać oświeceniową litanię: medycyna zachodnia, eksperyment, dowód.

Skąd fenomen seriali medycznych? Czy to czasem nie Harry Potter dla dorosłych?

A jednak – niezależnie od naukowych podstaw – społeczeństwo traktuje sprawę na swój odwieczny sposób. Każdy obywatel globalnego świata na głos mówi: lekarz to dobrze wykształcony naukowiec i doświadczony praktyk, ale podświadomość szepcze do niego: lekarz to szaman. Przedstawiciele medycyny mają w absolutnej władzy nasze ciała. Dla nas są one objęte tajemnicą (zwłaszcza ich wnętrza). Dlatego skłonni jesteśmy przypisywać doktorom magiczne zdolności. Spójrzmy prawdzie w oczy – w języku polskim mało kto (księża, lekarze, może jeszcze pracownicy akademiccy i prawnicy) ma specjalne tytuły stosowane w relacjach formalnych. Na spotkaniu w biurze, choćby Twoim interlokutorem był człowiek z topki rankingu Forbesa, będziesz się do niego zwracał per Pani/Pan. Tymczasem niepisana etykieta mówi, by do lekarza zwracać się pełnym tytułem zawodowym, z szacunkiem powierzając mu we władanie swoje ciało i życie. Powyższa opowieść służy krótkiej puencie. Skąd fenomen seriali medycznych? Czy to czasem nie Harry Potter dla dorosłych?

Czy Gregory House jest narkomanem?

Genialny lekarz wprowadził seriale medyczne w XXI wiek – okres pełen sprzeczności, niespotykanego postępu technologicznego i postprawdy. Paradoksalnie udało mu się to przede wszystkim dzięki sprawdzonym schematom fabularnym zapożyczonym z przeszłości. W serialowym świecie doktor House kłania się widzom za pomocą historii literatury (z Sherlockiem Holmesem na czele). Przenikliwy intelekt, spryt, ale także trudny charakter – to wszystko cechy, które amerykański lekarz dostał w spadku po brytyjskim detektywie. Jeszcze bardziej rzuca się w oczy umiejętność wykorzystywania rozumowania indukcyjnego w dochodzeniu [w tym przypadku] do trafnej diagnozy. Metoda od szczegółu do ogółu z powodzeniem sprawdza się w szpitalnych realiach. Oczywiście zależności między Holmesem a Housem nie są żadną tajemnicą. Twórca serialu medycznego David Shore pozostawił liczne poszlaki. Głównym tropem jest przyjaciel antypatycznego lekarza – doktor Watson. Bohater dzieli ze swoim literackim pierwowzorem dobrotliwy charakter i cierpliwość, a nawet tytuł i nazwisko. Tak jest!, pomocnik detektywa w powieściach Arthura Conana Doyle’a nosi dokładnie to samo miano, co serialowy onkolog.

Jednak w odróżnieniu od powieściowego detektywa, doktor House nie jest całkowicie sprawny fizycznie. Co prawda umysł ma ostry jak brzytwa, ale raczej nigdy nie zostanie długodystansowym biegaczem. Serialowy lekarz kuleje na skutek niepowodzenia operacji zawału mięśnia uda, która została przeprowadzona wbrew jego woli. Uraz powoduje nie tylko zewnętrzne kalectwo, ale także nieustanny ból, który bohater uśmierza dozwolonym w USA lekarstwem: Vicodinem. Jest to ryzykowna kuracja, ponieważ lek zawiera silnie uzależniające opiaty. Sytuacja jest tym bardziej trudna, że Vicodin leczy nie tylko ból fizyczny, ale też postępujące zgorzknienie. Otwiera to drogę rozmaitym narkomańskim mechanizmom, na skutek których – jak to zwykle bywa – cierpią głównie najbliżsi. House nie jest w stanie nawiązać stabilnych relacji emocjonalnych, a od samotności ratuje go tylko cierpliwość Watsona.

Mimo braku sprawności fizycznej, doktor House wprowadza do popkultury ciekawy dla nas wątek modowy. Omawiany serial medyczny, za sprawą swojego głównego bohatera, zasłynął popularyzacją nowego dress-code’u.

Wpływ jaki seriale medyczne miały na zwyczaje społeczne można porównać chyba tylko do Seksu w wielkim mieście, który odmienił życie towarzyskie i erotyczne wielu kobiet.

Cały pomysł zasadzał się na kontraście pomiędzy swobodnym strojem a dość formalnymi okolicznościami i kodem kulturowym obowiązującym w konkretnym środowisku zawodowym. Doktor House regularnie przychodził ratować ludzkie życie w sportowym obuwiu. Od tamtej pory, stopniowo, w adidasach do pracy zaczęli przychodzić: lekarze, prawnicy, pracownicy korporacji. Oczywiście nie wszędzie rewolucja modowa odniosła sukces. A jednak skala zjawiska była naprawdę duża. Wpływ jaki seriale medyczne miały na zwyczaje społeczne można porównać chyba tylko do Seksu w wielkim mieście, który odmienił życie towarzyskie i erotyczne wielu kobiet. W przypadku doktora House’a pewną nowością było jednak to, że szczególną miłością zapałał do konkretnej marki. Cóż, jakkolwiek amerykański lekarz bywa obskurancki, to w Many Mornings szanujemy jego przenikliwy intelekt. Podejrzewamy, że gdyby odcinki serialu w dalszym ciągu były emitowane, doktor dobrałby do swoich sneakersów kolorowe skarpetki nie do pary.

Czy seriale medyczne mogą być mydlanymi operami?

W Seattle funkcjonuje szczególny promiskuityczny szpital, w którym wszyscy spali ze wszystkimi. Rozerotyzowane temperamenty nie przeszkadzają jednak w chirurgicznym geniuszu, dlatego ordynatorzy na każdym oddziale to światowej sprawy specjaliści. Całe szczęście (dla wytrwałych widzów) umiejętności idą w parze z urodą. Aktorzy dobierani zgodnie z kluczem poprawności politycznej, godnie reprezentują pełen wachlarz multi-kulti. Odgrywani przez nich bohaterowie bez wyjątku podchodzą do operacji w nienagannych fryzurach i maseczkach wyrażających ich indywidualny charakter. Niestety nie wiemy, czy do Seattle Grace dotarł koronawirus. Ale jeśli tak (i jeśli organizacyjnie przypominają Polskę), to obawiamy się, że kolorowych maseczek może zabraknąć. W takim wypadku pozostaje tylko wysyłka do serialowych chirurgów paczki ze specjalnymi skarpetkami Many Mornings. W ten sposób bez problemu wyrażą swoją wyjątkową emocjonalność.

Żarty żartami, ale serial medyczny Grey’s Anatomy (po polsku tłumaczony jako Chirurdzy) trafił w tak szerokie gusta, że nie sposób tego zignorować. Zresztą kogo będziemy oszukiwać – sami w Many Mornings spędziliśmy długie zimowe wieczory na oglądaniu niezliczonej ilości sezonów, obserwując zamachy na szpital, katastrofy lotnicze, romanse i wrogie przejęcia (jednym słowem: wszystko, czego łakome serce widza potrzebuje). Mimo zawijasów fabularnych rodem z Klanu, Chrirudzy potrafią uwodzić – i to nie tylko fikuśną fryzurą Dereka Shepherda.

Sami w Many Mornings spędziliśmy długie zimowe wieczory na oglądaniu niezliczonej ilości sezonów, obserwując zamachy na szpital, katastrofy lotnicze, romanse i wrogie przejęcia.

Widać, że nad serialem czuwają konsultanci medyczni. Przygotowanie merytoryczne scenarzystów pozytywnie odbija się na medycznym kompendium wiedzy, od teraz dostępnej także dla przeciętnego zjadacza chleba. Ośmielamy się zaryzykować tezę, że medyczna epopeja wpłynęła także korzystnie na budżet wielu uczelni na całym świecie. Rekrutacja na Uniwersytety Medyczne jest bardzo restrykcyjna, ale od czasu premiery serialu na pewno nie brakuje chętnych.

Mimo licznych atutów popularyzatorskich, na pytanie postawione w tytule rozdziału trzeba odpowiedzieć twierdząco. Chirurdzy to pierwszej klasy opera mydlana. Świadczy o tym nie tylko wielosezonowe drzewo emocjonalnych powiązań między bohaterami – pełne łez i namiętności. Za taką klasyfikacją gatunkową przemawia także podejście twórców do serialu jak do biznesu. Fabuła bez większych strat mogłaby się skończyć na ósmym (a może nawet na trzecim) sezonie. A jednak postanowiono nakręcić aż szesnaście serii (sic!) – i wciąż do końca nie wiadomo, czy to na pewno nasyciło głód emocjonalny telewidzów. Dodatkowo Grey’s Anatomy doczekało się spin-offów, które prowadzą odrębne gałęzie narracji. Dobrym przykładem jest Prywatna praktyka, której bohaterowie założyli na oczy szałowe okulary przeciwsłoneczne, a na stopy wzór Pink Flamingo. Przenieśli się w nieco cieplejszy klimat niż przygraniczne Seattle i poluzowali nieco krawaty oraz kołnierzyki koszul. Wszystko jest tu trochę bardziej luksusowe, swobodne, hollywoodzkie – jak to zwykle z prywatnymi praktykami bywa. Złote lata amerykańskiego kapitalizmu opiewa bohaterka obu fabuł – rudowłosa Addison Montgomery. Uzdolniona neonatolożka kusi męskie serca fanów seriali medycznych od wielu lat. Oby ten rok nie był ostatnim.

Czy w telewizji wybuchła wojna?

W poszukiwaniu najlepszych tytułów z kategorii: seriale medyczne nieraz trzeba się wybrać w mroki historii. Czekają tam na nas opowieści brudne wątpliwymi moralnie decyzjami i gorzkie trującym jadem wielkiej polityki. Kilkadziesiąt lat temu światową kinematografię niosła hipisowska fala protestów antywojennych, która odbiła się na wymowie politycznej wielu amerykańskich fabuł filmowych. Zanim w latach dziewięćdziesiątych Tom Hanks jadł pudełko czekoladek na ławce jako poczciwy Forrest Gump, powstało wiele innowacyjnych narracji o jawnie antywojennej wymowie. Wśród nich brylował serial M*A*S*H, opowiadający o lekarzach na froncie podczas wojny w Korei. Poza formą telewizyjną, widzom zaproponowano także kinowy pełny metraż. Obie wersje zasłynęły czarnym humorem – równie zabawnym, co wisielczym. Inspiracje mogły sięgać aż do historii z czasów II Wojny Światowej. Prekursorem pacyfizmu krzewionego za pomocą błyskotliwego dowcipu był przecież Joseph Heller, który swoim Paragrafem 22 zawojował serca czytelników na całym świecie. Wśród nich był na pewno także hollywoodzki gwiazdor George Clooney, który ostatnio nakręcił całkiem udaną serialową adaptację dla HBO.

Wróćmy jednak do M*A*S*H. Już we wstępie zaznaczyliśmy, że seriale medyczne korzystają z różnych matryc fabularnych, garściami czerpiąc zwłaszcza z kina gatunków. Serial stworzony przez Hornbergera (później także z udziałem Alana Aldy) najwięcej wspólnego ma oczywiście z filmem wojennym. Nie sławi jednak amerykańskiego bohaterstwa wojaków dzielnych niczym szeregowiec Ryan. Kładzie nacisk raczej na wojenną makabrę, pełną niesprawiedliwości, ludzkiej podłości i hierarchii wojskowej promującej twardogłowych psychopatów. Mimo problemów tak ciężkiego kalibru, wydaje się, że serialowi lekarze służący w amerykańskiej armii są psotni jak Playful Dog. Znów okazuje się, że najlepszą bronią na retorykę wojenną jest poetyka absurdu. Pokazać bezsens wojny – oto prawdziwe zadanie bohaterów tego nietypowego serialu medycznego. MASH znaczy tyle co Mobile Army Surgical Hospital, ale tak naprawdę oznacza także nieoczywiste bohaterstwo. Takie, które nie przyjmuje medali na oficjalnych rautach, ale rzetelnie wykonuje swoją pracę w makabrycznych realiach nieustannej rzezi – i to niezmiennie z oczami pełnymi humoru. Bylibyśmy dumni, gdyby Dr. Sock był członkiem tego zespołu chirurgów.

Czy seriale medyczne mogą obejść się bez seksu i kokainy?

The Knick to serial medyczny, w którym zaproponowano nam atrakcyjną formułę dramatu historycznego pełnego obyczajowych smaczków. Tytułowy Knick to szpital znajdujący się w jednej z bogatszych dzielnic Nowego Jorku. Nie brzmi to ani wyjątkowo, ani oryginalnie, prawda? Dodajmy więc istotny fakt – akcja dzieje się w 1900 roku! Tamtejsi medycy nie znali pojęcia ambulansu innego niż ciągniętego przez konie. Sala operacyjna była pełna widzów, którzy obserwowali każdy ruch i cięcie, zaś kokaina była traktowana jak środek przeciwbólowy. Jeden z głównych bohaterów, Dr John W. Thackery to uzależniony od narkotyków lekarz, który cynizmem i ciętym językiem niemalże dorównuje znanemu i lubianemu Dr House’owi. Innych bohaterów, jak np. czarnego chirurga dr Edwardsa czy zakonną siostrę Harriet można przedstawić jako idealistów. Będą się starali za wszelką cenę wypełnić swoją życiową misję.

The Knick trwa jedynie 2 sezony (po 10 odcinków każdy). Z jednej strony można się cieszyć, że twórcy nie chcieli ciągnąć serialu w nieskończoność, z drugiej zaś po skończeniu maratonu pozostaje spory niedosyt. Brutalne realia XX-wiecznej Ameryki są bardzo dobrze oddane. Nie było tam miejsca na równość czy tolerancję – tamte czasy rządziły się swoimi, niesprawiedliwymi prawami. Wielu chorób jeszcze nie znano, innych nie było wiadomo jak leczyć, odsetek wyleczonych pacjentów nie był zbyt wysoki. Medycyna przeżywała wtedy rewolucję. Lekarze z The Knick to prawdziwi prekursorzy!

Seriale medyczne na dobre i na złe

W polskiej telewizji także mamy długie rozdziały napisane przez natchnionych fanów medycyny. Niestety żaden z nich nie odznaczył się jakością i świeżością godnymi długich analiz. Mimo to, ich pozycja w regionalnej kulturze popularnej jest niekwestionowana. Seriale takie jak Na dobre i na złe mają status kultowych. Weekendowa pozycja w ramówce od wielu lat dostarcza wszystkim Polakom medycznego tła pod świąteczne toasty i zajadane schabowe. Gdy wszyscy siedzieliśmy w świątecznych skarpetkach na stopach, z głośników telewizora przez wiele lat dobiegał głos Małgorzaty Foremniak (choć czasem zlewał się z Familiadą).

Jakkolwiek oceniać zdolności producenckie twórców polskich seriali, widać że nie odbiegają od ogólnoświatowego schematu. Rodzima telewizja z chęcią korzysta z kina gatunków, nie ustępując serialom medycznym z zagranicy. Na dobre i na złe to świetny przykład medycznej opery mydlanej. Ale na tym telewizyjny taniec z lekarzami wcale się nie kończy. Mamy także swoje sitcomy, których akcja rozgrywa się w realiach szpitalnych. Trudna do podrobienia mimika Pawła Wawrzeckiego od lat powoduje rubaszny śmiech u wszystkich widzów Szpitala na Perypetiach. Jeśli jednak wolicie bardziej wyrafinowany humor, to proponujemy, by każdy poranek zaczynać od radosnych skarpetek Many Mornings. Także przywołają uśmiech na Twoją twarz – i nie trzeba będzie sięgać do (momentami nieco topornego) polskiego kabareciarstwa.

Dodaj komentarz

POWIĄZANE PRODUKTY

MOŻE CI SIĘ SPODOBAĆ

Wybierz rozmiar:

Nie wiesz jaki rozmiar wybrać? Zobacz produkt

Dodano do koszyka:

Rozmiar:

Wybierz opakowanie prezentowe

JUST MARRIED BOX 5,00

BIRTHDAY GIFT BOX 5,00

BIRTHDAY GIFT BOX 2 5,00

MEN’S GIFT BOX 5,00

GOOD LUCK GIFT BOX 5,00

DOG LOVER GIFT BOX 5,00

PERFECT MATCH GIFT BOX 5,00