Gofry czy lody? Wakacyjny przewodnik dla plażowego łasucha
12 wrz 2020 | 1 komentarz | przez Many Mornings
Lato wiele zmienia w kulinarnej mentalności, zwłaszcza w Polsce. Rodacy pozamykani w zimne miesiące w cieple własnych rodzin, w wakacje wychodzą w poszukiwaniu towarzyskości i otwierają się na świat. W sferze związanej z jedzeniem otwartość manifestuje się powrotem kultury kawiarnianej. Streetfood, tak charakterystyczny dla państw południa, w kraju nad Wisłą przez większość czasu pozostaje zapomniany. Ale przez trzy miesiące lata przypominamy sobie o smaku lodów i gofrów, za którym przecież tęskniliśmy przez cały rok. Kolorowe skarpetki nieraz powiodły nas drogą łakomstwa do miejscówek z najlepszymi słodyczami. Wybitne przekąski na plażę złowiliśmy w miejscach niepozornych, poza zasięgiem gwiazdozbioru Michelin. Dziś możemy z czystym sumieniem (i pełnym brzuchem) przedstawić Wam nasz krótki przewodnik po wakacyjnych smakach oraz pomysłach. Czasem z prostych konceptów powstają prawdziwe arcydzieła!
Dobrych kilka lat temu doświadczyliśmy nad Wisłą szeregu małych kulinarnych rewolucji. Na skutek odważnego, wywrotowego myślenia przestały nam wystarczać zautomatyzowane rozwiązania serwowane przez maszyny na drobniaki. Od pewnego czasu chcemy w Polsce ludzkiego podejścia na miarę naszych ambicji rozwijającego się, dostatniego społeczeństwa. Nadszedł czas wspólnoty, którą stać na bycie gustownym. Temat jest oczywiście skomplikowany, ale dziś nie będziemy sobie psuć apetytu szczegółowymi rozważaniami politycznymi i ekonomicznymi. Przejdziemy do porządku dziennego przez kładkę prostej konstatacji, że rewolucje kulinarne nie zawsze były ludowe. Często walki o jakość kończyły się wzrostem cen. Całe szczęście urosła także dbałość o składniki i kulinarny detal! Skutkiem tego, możemy dziś z dumą i godnością przedstawić nasz ranking wakacyjnych przekąsek na plażę, wiedząc że podczas podróży dotrzemy do znacznie lepszych standardów niż chcieliby sprzedawcy przaśnej gastronomicznej tanizny.
3. Jagodzianki i drożdżówki z owocami sezonowymi
5. Kuchnie świata w służbie polskiego plażowicza
Ktokolwiek obserwował kulinarne mody ostatnich sezonów wie, że tylko z pozoru powyższa lista zawiera nieskomplikowane przekąski na plażę. W rzeczywistości czekało nas w Many Mornings trudne zadanie, by wypróbować dziesiątki wersji i nie skończyć jak smok wawelski z pękniętym brzuchem. W końcu jednak zwykle zwracaliśmy się w stronę uczciwych i błyskotliwych rozwiązań kulinarnych, których lekkość intelektualna oraz pomysłowość dobrze zrobiła na trawienie. Kolorowe skarpetki do sneakersów niosły nas nad chodnikami dużych miast i przez promenady wakacyjnych kurortów. Wszędzie w końcu napotykaliśmy na swojej drodze przemiłych ludzi, prowadzących uczciwy, gastronomiczny biznes. Oto czym nas poczęstowali!
Lody naturalne na bulwarach dużych miast
Większość ze skarpetkowej ekipy MM pokoleniowo przynależy do czasów, kiedy lody bambino kosztowały 50 groszy, a szczytem podwórkowych fantazji były fluorescencyjne świderki z zamrożonego soku owocowego. To jednak okres (słusznie) miniony, chociaż retromania wciąż pobudza sentyment za epoką transformacji, gdy słodycze sprzedawano z blaszanych kiosków, a lody włoskie znaczyły co innego w Polsce, a co innego we Florencji. Dziś Shakira nie walczy już z Britney Spears o prymat na listach przebojów, a my możemy siedzieć przy filiżance Dark Espresso i spodziewać się, że na stoliku wkrótce pojawią się także olbrzymie gałki apetycznych lodów o włoskiej proweniencji, wytworzonych z prawdziwego mleka. Szczerze powiedziawszy to polska tradycja cukiernicza chyba dogoniła już włoskich mistrzów i nie musimy po spełnienie naszych słodkich marzeń pędzić aż na Półwysep Apeniński.
Dziwne jednak, że w rzemieślniczej produkcji jakościowych lodów przodują w Polsce duże ośrodki miejskie. Przedsiębiorcy w nadmorskich miejscowościach turystycznych dalej biegają drogą na skróty, pędzą na łeb na szyję w wyścigu do portfeli wczasowiczów. Ci ostatni z kolei trochę sami są sobie winni, bo często wolą postawić na kartę z napisem „ilość” lub „łatwość”, niż cierpliwie ustawić się w kolejce po fulla dobrej jakości. Jeśli chodzi o biznes lodziarski, nad Bałtykiem broni się chyba tylko Trójmiasto, na czele z alternatywną Gdynią. Znacznie łatwiej będzie nam trafić na niepowtarzalne smaki w Poznaniu lub Wrocławiu. Zwłaszcza to ostatnie miasto od wielu lat dziarsko kroczy w awangardzie lodowej rewolucji, dokonując inwazji także na inne regiony geograficzne. W naszej rodzimej Łodzi również można znaleźć kilku świetnych specjalistów. Ice Cream Dream może poprowadzić nas w zupełnie odmienne przestrzenie wyobraźni smakowej – niektórzy wolą sorbety, inni z kolei pełne słodyczy klasyki. W Many Mornings lubimy ryzykować, dlatego najchętniej wybieramy się tam, gdzie inwencja twórcza producentów podpowiada nam takie dziwactwa jak lody o smaku gorgonzoli. Nawet jeśli serowe eksperymenty są dla Was zbyt odważne, to w krótkiej karcie lodziarni rzemieślniczych (rotującej każdego dnia) znajdziecie także łatwiejsze rozwiązania: masło orzechowe, solony karmel lub jagodowa pavlova. Ostatnio uwiodły nas lody – i to jest bardzo łódzki akcent – o smaku żulika. Żulik to rodzaj tureckiego chlebka z rodzynkami, charakterystyczny dla aglomeracji łódzkiej. No i cóż, karmelowo-bakaliowe przekąski dobrze oddają ducha tego miasta. W końcu Łodzianie lubią myśleć o sobie jako o rodzynkach polskiej rzeczywistości społecznej.
Warto przypomnieć, że jeszcze niedawno Polacy przez krótki moment przeżywali alternatywny romans z lodową egzotyką. Gdy sięgamy pamięcią do ostatnich sezonów, to przed oczami rolują się nam lody tajskie – zwijane na płaskiej blasze i podawane w efektownych bukietach. Wkrótce potem przekąski na plażę wzbogaciły swój repertuar o tzw. bubble waffle. Dmuchane gofry z lodami, żelkami i cukierkami podbiły wakacyjne gusta wielkomiejskiej publiczności gastronomicznej. No ale chyba jednak wszystkiego było tam za dużo, bo koniec końców wróciliśmy do prostych, sprawdzonych rozwiązań.
Gofry zrywają z bitą śmietaną
W jakiś sposób dziwactwa pokroju bubble waffle łączą nas z następnym tematem, który z kolei – choć niewątpliwie także płynie na fali sezonowej mody – popycha przekąski na plażę w kulinarne rejony bliskie naszym sercom. Mowa o gofrach, do których co prawda zawsze mieliśmy słabość (nawet gdy były jeszcze wulgarnymi osiedlówami z dżemem); ale ostatnio znów brutalnie nas porwały i nawet nie powiedziały przepraszam.
Od kilkunastu miesięcy w polskich miastach powstają małe, ale ciekawe miejscówki serwujące wytrawne gofry. Można się więc wybrać w ich stronę na spacer łakomczucha, założywszy wpierw na stopy Piggy Tales, po amerykański klasyk z bekonem, syropem klonowym i konfiturą z czerwonej cebuli.
Jednak tak naprawdę to pragniemy poświęcić gofrom osobny rozdział i trochę więcej wysiłku. Chcielibyśmy Was namówić, byście zajęli się wypiekaniem ciepłego, chrupiącego ciasta we własnych domach. Trzeba co prawda zainwestować w dobrą gofrownicę, ale będzie to sensowny ruch, który zwróci się w dwójnasób: radością i uśmiechem każdego weekendowego poranka. Przepis na ciasto do gofrów znajdziecie na pewno bez problemów; my chcielibyśmy zamiast tego dać Wam parę tropów do wykorzystania w domowej kuchni. Naszym zdaniem eksperymenty z goframi wytrawnymi powinniście zacząć od wersji inspirowanej kuchnią polską: z wędzonym twarogiem, sosem holenderskim, jajami sadzonymi, szczypiorem, piklowaną cebulą i ziemią z pumpernikla. Wszystkie dodatki da się kupić lub samodzielnie wykonać w ciągu max. 30 minut. Jeżeli z kolei wolicie inspiracje zagraniczne, to polecamy prawdziwy Veggie Mix – podróż między warzywami i między kulturami. Podstawą naszego przepisu na piknikowe przekąski będzie kukurydziana pasta z miso (wystarczy zblendować kukurydzę, czosnek, cebulę i japońskie miso). Przesmarujmy gofry takim umamistym dipem, dodajmy pieczoną słodką paprykę, a całość posypmy tartym serem cheddar i świeżą kolendrą. Właśnie w tym stylu można spędzać urlop! Z talerzem pełnym wytrawnych gofrów, własne łóżko zmieni się w latający dywan, za pomocą którego zwiedzicie najdalsze kultury kulinarne.
Z lasu na plażę – z ogrodu do brzucha
Czasem cennych elementów dostarcza nam najbliższe podwórko. Mniej więcej pod koniec lipca zaczyna się dobry czas dla polskich sezonowych ciekawostek cukierniczych, zwłaszcza królowej lata: jagodzianki. W Many Mornings sami uwielbiamy spacerować po lesie i zrywać jagody, ale uczciwie przyznajemy, że to brudna i żmudna robota. Dlatego polecamy także mniej męczącą drogę – wystarczy przejść się po sprawdzonych cukierniach; również nad morzem można spotkać sprzedawców handlujących soczystymi bułeczkami. Nigdy jednak nie jest tak, że prawdziwy skarb leży ot tak, na wyciągnięcie ręki. Najpierw trzeba zrobić dobry reserach, by wybrać się do miejsca, gdzie nie pogrywają sobie z nami, sprzedając gumowe, puste w środku niewiadomoco. Prawdziwe jagodzianki dobrze trzymają nadzienie w pusztym cieście, a nie jest to łatwe – bo jagód powinno być w środku mnóstwooo! Do tego odrobina lukru i można oblizywać palce ze smakiem.
Naszymi letnimi faworytkami – wtedy, gdy brakuje już jagód w lasach – są też drożdżówki. W poszukiwaniu najlepszych smaków nie ma co sięgać do zamrażarki. Lato to płodny okres, co chwila na targi trafiają nowe owoce. Warto więc poddać się sezonowemu Tutti Frutti i zajadać bułki z kruszonką i odpowiednim nadzieniem. Według nas najlepsze będą te, które zachowują odpowiedni balans kwaśności do słodyczy. Dobrym przykładem na początek sezonu będą drożdżówki z rabarbarem, który (im dalej w las upałów) z powodzeniem może zostać zastąpiony przez: agrest i porzeczkę. Wyjątek stanowią bułki z malinami – mimo, że słodkie, to i tak są po prostu pyszne. Nie warto sobie odmawiać takich przekąsek na plażę!
Słodycz sezonowych biznesów
Już we wstępie tego tekstu naszkicowaliśmy zjawisko, które z coraz większą mocą próbuje zdominować polski rynek gastronomiczny. Właściwie jego dynamika jest podobna do innych branż, ale w prężnym segmencie związanym z jedzeniem wszystko dzieje się dwa razy szybciej i dwa razy intensywniej. Można narysować schemat postępowania powtarzającego się co sezon; początek tej funkcji ma miejsce, gdy kilku innowatorów wprowadzi na polskie ulice świeży pomysł przekąsek na plażę. Jeżeli koncept jest realizowany konsekwentnie, a przy tym ciekawy, uczciwy i po prostu smaczny, to prędko zyskuje na randze, choćby za sprawą samego tylko marketingu szeptanego. Wkrótce kolejki ustawiają się do pionierskich lokali – tak było w przypadku lodziarni, włoskich pizzerii i miejscówek typu Fries & Soda (frytki belgijskie!). Gdy tylko podpatrzą to łakomi zysku epigoni, zaraz podobne koncepty gastronomiczne rosną jak grzyby po deszczu. Wtedy o wiele trudniej wyłowić wśród nich drogocenne specjały, dla których warto otworzyć: serca, usta i portfele.
Analogiczne zjawisko możemy od kilku lat zaobserwować w świecie pączków. Kiedyś były sprzedawane w kilku smakach w staroświeckich cukierniach i zyskiwały na popularności w okolicy Tłustego Czwartku. Jednak niedawno podpatrzono biznesplany w brandach handlujących na globalnych rynku amerykańskimi donutami, no i chyba wykorzystaliśmy polski spryt, myśląc: czemu by nie spróbować z rodzimymi pączkami? Pytanie w dalszym ciagu jest aktualne, nic więc dziwnego, że od jakiegoś czasu w miastach i nad morzem możemy obserwować wysyp wyspecjalizowanych lokali. Pączkarnie nie serwują już tylko kilku podstawowych wersji, ale pączki w kilkuset smakach i opcjach: wegańskiej, z bezą, bez bezy, z lukrem, z pudrem – i cokolwiek jeszcze zdołacie wymyślić. Cóż, od przybytku głowa nie boli. W Many Mornings jednak i tak zawsze decydujemy się na zachowawczą opcję ze słodkim serem lub – tylko nieco bardziej szaloną – z nadzieniem kokosowym lub czekoladowo-pomarańczowym. Zwłaszcza to ostatnie jest godne polecenia; tylko koniecznie zwróćcie uwagę na trudności logistyczno-higieniczne, gdy wybieracie się z takim pączkiem na plażę.
Wyrzućmy parawany!, czyli podróż na zagraniczne plaże
Znakiem charakterystycznym polskiego plażowania stały się parawany, ciasno grodzące „prywatne” parcele nad Bałtykiem. Od pewnego czasu bogacące się polskie społeczeństwo zaczęło podróżować za granicę, m.in. nad Adriatyk i Morze Śródziemne. Tam już nie kultywowali mody na plażowe granice. Wierzymy za to, że przywieźli wiele świeżych fascynacji kulinarnych. Nie jest to intuicja wzięta z powietrza, w końcu sami mamy swoje ulubione zagraniczne plażowe specjały.
Pomyśleliśmy, że najlepszym apendyksem dla tego tekstu będzie baklava i cannoli. Czasem po prostu warto urozmaicić sobie życie i spojrzeć za polski horyzont smakowy.
Pomyśleliśmy, że najlepszym apendyksem dla tego tekstu będzie baklava i cannoli. Dwie słodki przekąski charakterystyczne dla kuchni bałkańskiej (tureckiej) i włoskiej, które rozkładają nas na łopatki. Ponieważ lubimy dzielić się radością, to nie mogliśmy pominąć tych poleceń w naszym rankingu plażowych przekąsek. Na co dzień jesteśmy zupełnie zadowoleni z tego, co w obszarze słodkich tematów na lato serwuje nam polska tradycja kulinarna. Ale czasem po prostu warto urozmaicić sobie życie i spojrzeć za horyzont. Gdy więc ponosi nas fantazja, zakładamy kolorowe skarpetki z motywem jedzeniowym i ruszamy na poszukiwania egzotycznych słodkości. To samo zalecamy także Wam. Nie martwcie się – po baklavę i cannoli nie musicie pokonywać tysięcy kilometrów. W każdym większym polskim mieście można znaleźć sklepy z bliskowschodnimi lub apenińskimi specjałami. Przy okazji będziecie mieli okazję poznać ciekawych ludzi i inną kulturę. A takie doświadczenie jest bezcenne; w końcu różnorodne życie jest smaczniejsze niż nawet najsłodsze lody czy pączki.