Powrót do bloga

Niepodległość z kobiecą twarzą. Dziewiarska i włókniarska historia Polski

08 lut 2021 | 0 komentarzy | przez Many Mornings

Fabryki dziewiarskie i włókiennicze od samego początku opierały się na pracy kobiet. Nie działo się tak zresztą tylko w Polsce, bo kobiety odpowiadały również za wydajność fabryk brytyjskich, francuskich czy chińskich. Ciężka praca wzmocniła charaktery dziewiarek i włókniarek – do tego stopnia, że gdy sytuacja tego wymagała, wychodziły walczyć o swoje prawa na ulice. 

28 listopada 1918 roku kobiety w niepodległej Polsce, dekretem Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, uzyskały nie tylko bierne prawa wyborcze, ale również czynne, czyli możliwość kandydowania do parlamentu. Z perspektywy ogólnoświatowej nie był to najgorszy wynik. Co prawda Nowa Zelandia pozwoliła głosować kobietom już w 1893 roku, ale dopiero w 1919 mogły ubiegać się o państwowe stanowiska. Z kolei taka Wielka Brytania w 1919 uchwaliła wyłącznie prawo zezwalające na udział w głosowaniu kobiet w wieku powyżej 30 lat oraz właścicielkom dóbr, które rocznie przynosiły gospodarstwu domowemu przynajmniej 5 funtów zysków. Tak naprawdę pełne prawa wyborcze Angielki uzyskały dopiero w 1928 roku. 

W błędzie był jednak każdy, kto sądził (jeżeli w ogóle ktoś taki był), że prawa wyborcze zagwarantują kobietom społeczną równość. Nawet teraz zresztą, mimo kolejnych fal feminizmu i ogromnego postępu światopoglądowego większość świata wciąż nie mogłaby z pełnym przekonaniem zadeklarować, że uporała się z seksizmem, mizoginią czy po prostu patriarchatem. Wyzwolenie i swoboda Feel Frida wciąż pozostaje niedoścignionym wzorcem.

Sytuacja kobiet w Polsce po uzyskaniu praw wyborczych

Jeszcze przez wiele lat po uzyskaniu przez Polki praw wyborczych, trudno było mówić w Polsce (zresztą dalej jest trudno) o równouprawnieniu. Dobrym przykładem jest choćby mianowanie pierwszej sędziny dopiero w 1929 roku, chociaż formalnie było to możliwe od roku 1919. Najjaskrawiej nierówność płci rzucała się jednak w oczy podczas analizy możliwości zawodowych oraz płac. Teoretycznie prawo gwarantowało równość wynagrodzenia, ale w praktyce tygodniówka kobiety wynosiła średnio o połowę mniej niż tygodniówka mężczyzny. Najlepiej sytuacja finansowej równości wyglądała w przemyśle włókienniczym, chociaż tutaj także panie zarabiały mniej – średnio o 30%. Kobiety nie miały też wielu dróg awansu oraz możliwości edukacji.  Zachował się również model kulturowy, w którym to mężczyzna stanowił głowę rodziny. Feministyczne ruchy zatrzymał wybuch II wojny światowej.

Już w latach 20. Irena Krzywicka i Tadeusz Boy-Żeleński proponowali społeczeństwu walkę o prawa takie, jak: świadome macierzyństwo, edukacja seksualna, prawo do rozwodu, legalizacja aborcji i całkowite równouprawnienie płci.

Powstała w 1948 roku Polska Ludowa głosiła ideę emancypacji kobiet w rodzinie i pracy zawodowej (słynne „kobiety na traktory!” to właśnie z tego okresu). W 1956 roku zalegalizowano w Polsce aborcję, a z czasem również środki antykoncepcyjne. Stopniowo wprowadzano do szkół edukację seksualną. Ruchy feministyczne jednak praktycznie w naszym kraju nie funkcjonowały. Do 1989 roku „legalnie” można było rozmawiać jedynie o feminizmie marksistowskim, który opierał się na przekonaniu (tak w telegraficznym skrócie), że jeżeli kobieta będzie zajmowała się gotowaniem i domem, to mężczyzna będzie mógł dłużej i wydajniej pracować, przyczyniając się do wzrostu gospodarczego. Dopiero po upadku PRL zaczęła się w Polsce upowszechniać wiedza o feminizmie zachodnim, ale to już zupełnie inna historia.

Włókiennictwo w Polsce, włókiennictwo w Łodzi

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej włókiennictwo było dla Polski bardzo ważne. Niektóre dane mówią o zatrudnianiu nawet 21% wszystkich osób pracujących w kraju oraz generowaniu aż 18% wpływów z całego przemysłu. Później liczby te jeszcze się zwiększyły, zwłaszcza że akurat ten sektor nie ucierpiał znacznie w wyniku działań wojennych. Niestety, miało to również swoje konsekwencje – z powodu względnie stabilnej sytuacji, władza postanowiła poświęcić na włókiennictwo stosunkowo niewielkie środki. Zamiast w modernizację istniejących zakładów, wolała inwestować w tworzenie nowych miejsc pracy. Efektem tych działań było zacofanie technologiczne, złe warunki pracy oraz niska wydajność i wysokie koszty produkcji, czyli ogólnie – niewielka opłacalność. Nic dziwnego, że po upadku PRL-u i sprywatyzowaniu zakładów dziewiarskich i włókienniczych, większość z nich zamknięto. Chociaż oczywiście miało na to wpływ znacznie więcej czynników, niż tylko transformacja ustrojowa czy prywatyzacja (np. wysoka produkcja i dobre ceny importu tkanin z Azji).

 

Łódzki Okręg Przemysłowy był największym okręgiem przemysłu lekkiego, w tym włókienniczego już od XIX wieku i to nie tylko skali Polski. Rozciągający się na powierzchni niemal 8 tysięcy kilometrów kwadratowych stanowił jedno z największych tego typu skupisk na świecie. 

Strajk w 1971 roku

W 1970 roku w Łodzi pracowało aż 77,7% jej mieszkanek. Aż połowę udziałów w lokalnej produkcji miał przemysł włókienniczy. Przemysł, dodajmy, niedofinansowany, zacofany i fatalnie płatny, jeżeli chodzi o pracowników. Przeciętna pensja w Łodzi stanowiła zaledwie 82,9% krajowej średniej i wynosiła mniej niż 2000 zł, a normy produkcji były wyśrubowane pod sam sufit. W wielu zakładach nie było nawet stołówek, nie mówiąc o prysznicach – kobiety jadły przy maszynach, które musiały pracować nieustannie. Co więcej, w 1970 roku doszło do zahamowania samego średniego wynagrodzenia polskiego pracownika, a pod koniec roku także do zmian cen żywności. Sytuacja była tragiczna. Powszechne było stwierdzenie, że z powodu głodu ludziom brakuje sił do pracy.

Na efekty fatalnej polityki rządu nie trzeba było długo czekać. Najpierw fala protestów przetoczyła się przez północną Polskę. Krwawe ich stłumienie powstrzymało łódzkich robotników przed ogłoszeniem własnego strajku. Jednak tylko do czasu. Już w lutym 1971, po oficjalnej informacji, że protesty na północy zakończyły się podwyżkami w wysokości 25%, powróciły nastroje strajkowe. Robotnicy odeszli od maszyn 10 lutego 1971 roku i zażądali wyższych płac. Po kolei do protestu przyłączały się kolejne zakłady. Warto tutaj odnotować, że nawet 70-80% protestujących (w zależności od fabryki) stanowiły kobiety.

Silne sfeminizowanie protestów nie umknęło uwadze obserwatorów. W raportach z tamtego okresu znaleźć można wiele informacji o wyjątkowo emocjonalnym zaangażowaniu kobiet w strajki. Wskazywano na ich silną determinację, ale też krzyki, łzy, przekleństwa i wyraźny wpływ na ogólnie pojmowane nastroje. Jednocześnie jednak kobiety próbowały utrzymać pokojowy charakter strajku (np. poprzez odbieranie robotnikom alkoholu). 

15 lutego nastąpiła kumulacja strajku i od maszyn odeszło 20 tysięcy pracowników z 32 zakładów. Łącznie protestowało około 55 tysięcy osób. Jeszcze tego samego wieczora rząd ogłosił cofnięcie podwyżek cen żywności.

Łódzki marsz głodowy

10 lat później kobiety znowu musiały wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy w 1981 roku rząd postawił społeczeństwo pod ścianą (znowu z powodu widma głodu), pracownice łódzkich fabryk wyszły na ulicę. Choć dziś mało kto o tym mówi i pamięta, to tamten strajk był największym protestem ulicznym w okresie PRL.

28 lutego 1981 roku władze Polski Ludowej ogłosiły uchwałę w sprawie reglamentacji mięsa i jego przetworów. Z czasem „kartki” wprowadzono także na inne towary – masło, mąkę, ryż czy mleko dla niemowląt. Przydziały ustalane były oddzielnie dla poszczególnych grup zawodowych i z czasem ulegały zmianie. Wystarczyło pół roku, by system ten ujawnił swoją pełną niewydolność. Pod koniec lipca w sklepowych kolejkach stało się nawet po kilkanaście godzin, nierzadko bez pewności, czy coś człowiek na końcu tejże kolejki dostanie.

Kobiety pracowały w niewygodnym trzyzmianowym systemie, w fabrykach, które często nie były modernizowane od XIX wieku. Pensje miały niskie, perspektywy na poprawę żadne. Poza pracą zajmowały się też domem, dziećmi, zakupami. Po ośmiu godzinach w zakładzie, drugie tyle potrafiły wystać w kolejce do sklepu.

25 lipca 1981 roku doszło do pierwszego protestu. Na ulice, mimo nieprzychylnych reakcji na ten pomysł ze strony Solidarności, wyszły tysiące osób. Na transparentach dominowały hasła związane z brakiem jedzenia i głodem, jak „jeść”, „jesteśmy głodni” czy „właściwy podział artykułów pierwszej potrzeby = spokój społeczny”. Kolejne demonstracje przeprowadzono również w innych miastach Polski, ale to w Łodzi, 30 lipca 1981 roku, przeszedł największy marsz głodowy. Przez centrum miasta, ulicą Piotrkowską, przemaszerowało według niektórych szacunków nawet 100 tysięcy osób. Wśród nich zdecydowaną większość stanowiły kobiety i… dzieci.

Janina Kończak, która organizowała marsz głodowy w Łodzi, za swoje działania została internowana. Wkrótce po zwolnieniu z ośrodka w Gołdapi zmuszono ją do emigracji. Nie wróciła już na stałe do Polski. 

Marsze relacjonowały media z całego świata (poza, rzecz jasna, tymi z Bloku Wschodniego). Pod naporem protestów władze skierowały do sklepów dodatkową żywność. 

Rewolucja jest kobietą

Historia pokazuje, że kobiety są po prostu najlepsze i potrafią unieść na swoich barkach naprawdę spory ciężar. Nawet one jednak mają swoje granice. Po czym poznać, że się je przekroczyło? Po masowych protestach na ulicach. Można wręcz odnieść wrażenie, że im więcej kłód rzuca się im pod nogi, tym z większą werwą wstają i tym głośniej krzyczą o sprawiedliwość. Kobiety, które wyszły na ulice na skutek decyzji Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku może nie były w dominującej części włókniarkami, ale niosły i niosą współcześnie to samo przesłanie – jesteśmy i mamy swoje prawa. To właśnie dla nich powstał nasz wzór Simply The Breast.

Dodaj komentarz

Sprawdź