Dlaczego Mikołajki obchodzimy 6 grudnia? O mikołajkowych zwyczajach w kulturach świata
11 gru 2020 | 0 komentarzy | przez Many Mornings
Ho, ho, ho! Grudzień rozbożonarodzeniowił się w najlepsze, w powietrzu daje się czuć pierwsze aromaty korzennego ciasta, z głębi szafy zniknęły już świąteczne swetry i grube skarpety, a z głośników dokoła płynie „Last Christmas”. Zanim jednak zjemy pierogi, napijemy się barszczu i osłodzimy sobie życie pierniczkami, mogliśmy odnaleźć pierwsze prezenty w skarpecie. Mikołajki budzą emocje zwłaszcza wśród najmłodszych (i to od bardzo dawna), ale w trudnych czasach warto wykorzystać każdy pretekst, by zrobić dla siebie i innych coś miłego.
Najpopularniejsza legenda ze świętym Mikołajem (a w zasadzie z jego chrześcijańską wersją) opowiada historię miłości do bliźnich. Według podań datowanych na IX wiek, zanim jeszcze Mikołaj został świętym (a nawet zanim został biskupem), żył sobie nie całkiem spokojnie, mając za sąsiada człowieka bogatego, acz chciwego i wyśmiewającego jego pobożność. Jak to w takich sytuacjach bywa, w pewnym momencie Bóg postanowił sąsiada ukarać. Mężczyzna stracił nagle cały dobytek. W końcu rodzina nie miała już środków nawet na podstawowe produkty. Okrutny sąsiad Mikołaja zdecydował więc, że sprzeda swoje trzy córki, których ze względu na brak majątku i tak nikt nie chciał poślubić.
Mikołaj uznał jednak, że tak być nie może i jakoś trzeba dziewczętom pomóc w zachowaniu cnoty. Postanowił w sekrecie podarować każdej posag, umożliwiający godne wyjście za mąż. Jak sobie zaplanował, tak zrobił i pod osłoną nocy, przez okno sąsiedniego domu, wrzucał dziewczętom pieniądze. Po wyprawieniu dwóch wesel sąsiad postanowił zaczaić się, by sprawdzić, komu zawdzięcza ratunek swoich córek. Gdy spostrzegł, że za wszystkim stoi Mikołaj, nie tylko mu podziękował, ale też postanowił wieść odtąd życie zgodne z boskimi przykazaniami.
Co dalej się stało z sąsiadem? Tego legendy nie mówią, ale wierzymy, że założył skarpety Warm Rudolph i wyruszył w podróż dziękczynną po krajach północy. Mamy za to pewność, jakie następstwa miały działania młodego Mikołaja.
Jak zmieniały się Mikołajki?
Chociaż legenda o Mikołaju narodziła się w IX wieku, to pierwsze zapiski dotyczące obchodzenia Mikołajek pochodzą z nieco późniejszego okresu. Początkowo (przełom IX i X wieku) kraje chrześcijańskie nazywały święto 6 grudnia po prostu świętem Mikołaja. Nie miało ono nic wspólnego z wręczaniem prezentów. Była to kolejna z form przypomnienia, że należy przygotować się duchowo do zbliżającego się wielkimi krokami Bożego Narodzenia. Nawet jednak w X wieku tego dnia poświęcano wiele uwagi dzieciom – przygotowując dla nich dramaty liturgiczne przypominające historię o nieprzyjemnym sąsiedzie i jego trzech córkach.
Źródła różnie datują narodziny tradycji wręczenia 6 grudnia drobnych upominków. Według jednych wyrosło to na gruncie dziecięcych spotkań ze wspomnianymi dramatami liturgicznymi i w pewnym momencie zaczęto wręczać dzieciom prezenciki po spektaklach. Według drugich tę piękną tradycję zapoczątkowały francuskie siostry zakonne w XII-XIII wieku. Wieczorami siostry zostawiały pod drzwiami biedniejszych rodzin pomarańcze i orzechy. W XIII wieku Święto Mikołaja uznane zostało za jedno ze świąt najwyższych. W Polsce było nawet dniem wolnym od pracy.
W XVI-XVII wieku wręczanie prezentów dzieciom 6 grudnia było już tak popularne, że np. protestanci zaczęli otwarcie zastanawiać się nad szkodliwością kultu świętego Mikołaja (protestanci nie uznają bowiem idei świętych ludzi). Pojawiły się nawet propozycje, żeby przemianować chrześcijańskiego biskupa na Dzieciątko Jezus, a zwyczaj wręczania prezentów przenieść na Boże Narodzenie. Cóż, nie do końca się to udało…
Sobór Watykański II, który odbył się w latach 60. XX wieku, postanowił zweryfikować liczbę świętych w wierze katolickiej. Usuwano wszystkie postaci, których istnienie trudno było udowodnić. Niestety, w tej grupie znalazł się też święty Mikołaj. Spowodowało to żywą reakcję wśród zebranych. W końcu papież Paweł VI postanowił usunąć Mikołajki z kalendarza, ale zachowując je jako tzw. wspomnienie dowolne. W ten sposób 6 grudnia w Polsce znowu trzeba było chodzić do pracy.
Różne sposoby na Mikołajki
Jako że Święto Mikołaja od samego początku jest ściśle związane z wiarą katolicką, obchodzono je w dominującej części Europy Zachodniej już od średniowiecza. Z czasem na jego formę wpłynęły bardzo zróżnicowane lokalne interpretacje.
Najciekawszy bodaj zwyczaj od XVI wieku funkcjonował na Wyspach Brytyjskich. Tam nie pojawiał się święty Mikołaj, ale symbolicznie tę rolę przekazywano jednemu z dzieci. Władzę najmłodsi manifestowali poprzez przejmowanie pieczy nad szkołą i wyniesienie z niej dyrektora. Dzisiaj tradycja ta nie jest już jednak kultywowana. Zapewne ku radości dyrektorów.
Utarło się, że jeżeli Mikołaj nie pojawił się osobiście, należy dać mu szansę wykazać się inaczej. Najbliższe naszemu sercu są tradycje czeskie – tutaj przy oknie wieszano nic innego, jak piękne kolorowe skarpety.
Dużo bardziej „typowo” świętowano (i często wciąż się świętuje) Mikołajki w Czechach, Austrii, Holandii, Belgii czy Niemczech. Tutaj do najmłodszych przychodził Mikołaj – mężczyzna z długą brodą i biskupimi atrybutami (pastorałem, mitrą oraz czerwono-złotą szatą) – który grzecznym dzieciom dawał słodkości, a niegrzeczne smagał pastorałem. Utarło się, że jeżeli Mikołaj nie pojawił się osobiście, należy dać mu szansę wykazać się inaczej. W ten sposób narodziła się tradycja wystawiania butów przy kominku czy na parapecie. Najbliższe naszemu sercu są jednak tradycje czeskie – tutaj przy oknie wieszano nic innego, jak piękne kolorowe skarpety.
Jeżeli nie Mikołajki to co?
W zachodniej części Europy Mikołajki obchodzi się do dzisiaj. Ze świętem tym wciąż wiąże się wiele specyficznych lokalnych tradycji. W niektórych krajach wierzy się, że Mikołaj (czy też Mikulas, Sinterklass albo Nikolaus) przybywa do dzieci łodzią, a w innych, że zsuwa się z nieba po złotej linie, a jeszcze w innych, że nadciąga konno. Niekiedy towarzyszą mu też inne postacie, jak anioły, czarty, wiedźmy czy różne specyficzne duchy. Zagraniczne Mikołaje niekoniecznie ubrane są w biskupi strój. W takiej Holandii np. święty przywdziewa czarny kubrak (ubrudzony sadzą z komina).
Ze względu na historyczne zawirowania lub odmienne wzory kulturowe w niektórych państwach Mikołajek w ogóle się nie obchodzi lub obchodzi się je w innym terminie. Oto kilka najciekawszych zimowych tradycji związanych z wręczaniem prezentów dzieciom.
Befana i włoskie upominki w styczniu
Według włoskiej legendy wiedźma Befana miała być obecna przy samych narodzinach Jezusa. Niestety, zgubiła się i na powitanie nie zdążyła. W związku z tym zaczęła latać po świecie i zostawiać prezenty dzieciom w różnych domach na wypadek, gdyby w którymś znalazł się mały Jezus.
Befana pełni tę samą rolę, co Mikołaj, ale przychodzi do najmłodszych miesiąc później, czyli 6 stycznia, a nie grudnia. Poza tym działa bardzo podobnie – wślizguje się przez komin, żeby włożyć coś do pozostawionej przez malucha skarpety. Jeżeli dziecko było grzeczne, może liczyć na słodkości. Jeżeli jednak ma to i owo za uszami, musi liczyć się z możliwością znalezienia w skarpecie węgla lub… cebuli.
13 upominków od 13 trolli na Islandii
Okazuje się, że Polacy ze swoimi prezentami 6 i 24 grudnia wcale nie są takimi szczęściarzami, jak mogłoby się wydawać. Konkurencję kasuje Islandia. Tamtejszy folklor bożonarodzeniowy jest bardzo rozbudowany i ma silne korzenie wychowawcze. Z jednej strony mamy Grylę, Leppaludiego i Świątecznego Kota (Jólakötturinn) – rodzinę żyjącą w jaskini, która stanowi instancję karzącą. Gryla zjada złośliwe dzieci (zaraz po tym jak ugotuje je w garnku), jej mąż na szczęście głównie leniuchuje w jaskini i tylko podjada to, co mu żona poda; zaś Kot poluje na wszystkich, którzy nie kupili sobie nowego ubrania na Święta (nie bójcie się, skarpety Sweet Xmas z pewnością wystarczą za nowy ciuch). To jednak nie wszystko.
Gryla i Leppaludi mają dzieci – a konkretnie trzynaścioro synów. To mali złośliwcy, którzy lubią płatać Islandczykom psikusy. Każdy z tzw. jólasveinar zajmuje się czymś innym – jeden straszy owce, inny podkrada skyr, a jeszcze inny hałasuje w nocy. Pierwszy z chłopców pojawia się 12. grudnia, kolejny 13. grudnia i tak dalej. Poza płataniem psikusów małe trolle zostawiają też dzieciom drobne upominki (chyba że były niegrzeczne, wtedy mogą liczyć wyłącznie na ziemniaka). Tak jak po kolei przyszli, tak i po kolei mali „Mikołajowie” wracają do domu. Pierwszy odchodzi dzień po Bożym Narodzeniu, a ostatni 6 stycznia, kończąc okres świąteczny. Poza drobnymi upominkami od trolli Islandczycy dostają też większe prezenty 24 grudnia. To się nazywa życie, co nie?
Wnioski? Warto być grzecznym przez cały rok
Nieważne, czy żyjecie w zgodzie z kalendarzem polskim, włoskim czy islandzkim, bo w kontekście świątecznych prezentów wniosek nasuwa się jeden – biada temu, kto zostanie uznany za niegrzecznego! Jasne, w większości europejskich krajów za krnąbrność można dostać najwyżej kilka razów pastorałem i grudkę węgla w prezencie, co nie jest jakąś dramatyczną karą w porównaniu z islandzkim zamienieniem się w potrawkę dla rodziny trolli, ale wciąż nie są to rzeczy przyjemne. Dużo zabawniej byłoby przecież znaleźć w bucie garść smakołyków i nową parę skarpetek The Nutcracker. Poza tym wierzymy, że całoroczne, codzienne bycie dobrym dla siebie nawzajem to najlepszy prezent, jaki możemy sprawić bliskim i nieznajomym. I nie piszemy tego, tylko dlatego, że boimy się bandy islandzkich trollich podrostków!